piątek, 13 stycznia 2017

9. zew

Biegła. Bose stopy stykały się z miękkim leśnym runem. Umysł jej był całkowicie wolny. Czuła się tak lekko, jakby była nieznaczącym atomem powietrza. Pochłaniała zapachy lasu każdym porem skóry. Komórki ciała stopniowo podnosiły swoją temperaturę. Jakby za wszelką cenę chciały dotrzeć do przechodzącej metamorfozę podświadomości.
Co się dzieje?
Cztery łapy odbijają się od sosnowych igieł. Widzi tył swojego ojca, obok mknie brat, nieco z tyłu matka. Czuje zew. Szum wiatru w uszach. Zapachy. Orkiestra uderzająca w jej zmysły. Wybiega na przód. Prowadzi. Jest dyrygentem. Szybciej! Tętno nadaje rytm. Smyczkowa woń dzikiej róży, jałowca i głogu rozpoczyna dzieło. Głośniej! Dochodzą słowicze flety nad głową i klarnety kukułek. Prędzej! Puls wzrasta. Słychać bębnowe uderzenia serca sarny. Kontrabasowa krew krążąca w ciele borsuka. Puzonowe ryki godowe jelenia. Dalej! Bliżej! Stop! Wszystko cichnie. Bezgłos. Zatrzymują się. Wielki finał. Fenomenalny wilczy chór. Koniec.
Jest wilkiem.


KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz